czwartek, 23 grudnia 2021

Światłość w ciemności świeci - IV tydzień Adwentu, 24 grudnia

 

24 grudnia: realizuje się obietnica dana Dawidowi: oto rodzi się Słońce z wysoka.

2 Sm 7, 1-5. 8-11. 16: obietnica dana Dawidowi: królestwo twoje będzie trwało wiecznie.

Łk 1, 67-79: nawiedzi nas z wysoka wschodzące Słońce, stanie się tak, jak obiecał


Dzisiaj ostatni dzień Adwentu i oczekiwanie na Wigilię Bożego Narodzenia. Spełnią się słowa, wypowiedziane przez proroka Natana do króla Dawida: „Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem”. To zapowiedź przyjścia na świat kogoś większego, niż zwykły syn. To ktoś, kto będzie traktował Boga jako Ojca, a Bóg będzie widział w nim swojego prawdziwego syna. Tym potomkiem Dawida jest oczywiście Jezus

Poznawaliśmy całą linię Jego przodków, rodzinę w której obecna jest wielka wiara i świętość, ale też grzech i wielkie zło. To rodzina pełna światła i ciemności, ale ciemność nie zwyciężyła. Światłość pochodząca od Boga przezwycięża grzech, zło i najbardziej poplątane koleje życia. W dzień Bożego Narodzenia usłyszymy o tym w pierwszych zdaniach Ewangelii wg św. Jana: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. 

Całe miasto może być pogrążone w ciemności, wszystkie ulice i ścieżki, wszystkie domy, ale jeśli ty niesiesz przy sobie choćby małe światełko, nie potkniesz się i znajdziesz dobrą drogę. Może spotkasz kogoś, kto nie będzie się chciał już potykać i błądzić; wtedy tego światła starczy na was dwóch, nawet i na cały tłum. Może i ten ktoś, komu służysz swoim światłem, wyprzedzi cię do Królestwa Niebieskiego. Trzeba się z tego cieszyć, bo taka jest misja chrześcijanina, pokazywać innym dobrą drogę, żeby z zaufaniem mogli nią pójść. Dzisiaj w Ewangelii słyszymy pieśń kapłana Zachariasza, ojca Jana Chrzciciela, którą Kościół modli się codziennie, podczas każdej jutrzni, modlitwy porannej. Ten mężczyzna, który po czasie życia w ciemności niewiary, odzyskał głos, jest dla nas dzisiaj nauczycielem modlitwy, prowadzi nas, abyśmy wiedzieli jak się modlić. 

Ta modlitwa zaczyna się od słów uwielbienia Boga: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela”, potem mamy słowa dziękczynienia, za konkretne rzeczy, które Bóg uczynił, Zachariasz wspomina o Bożym działaniu w historii:  „bo lud swój nawiedził i wyzwolił, i wzbudził dla nas moc zbawczą w domu swego sługi, Dawida: jak zapowiedział od dawna (…) że naszym ojcom okaże miłosierdzie i wspomni na swe święte przymierze – na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi. Na końcu modlitwy jest prośba o to, aby te dawne cuda znowu się powtórzyły: „Da nam, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani, służyć Mu będziemy bez trwogi (…) A ty, dziecię, zwać się będziesz prorokiem Najwyższego (…) dzięki serdecznej litości naszego Boga, z jaką nas nawiedzi z wysoka Wschodzące Słońce, by oświecić tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki skierować na drogę pokoju”.

To wzór najlepszej modlitwy: uwielbienie, wspomnienie dzieł Bożych i prośba. Tak modlimy się podczas Eucharystii. Uwielbienie: „Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże.…

Wspominanie: „Jego przepowiadali wszyscy Prorocy, Dziewica Matka oczekiwała z wielką miłością,  Jan Chrzciciel zwiastował Jego przyjście i ogłosił Jego obecność wśród ludu”. „On to, gdy dobrowolnie wydał się na mękę, wziął chleb… kielich…”. „Wspominając śmierć i zmartwychwstanie Twojego Syna…”.

Prośba: „Pokornie błagamy, aby Duch Święty zjednoczył nas wszystkich…”, „Prosimy Cię, zmiłuj się nad nami wszystkimi i daj nam udział w życiu wiecznym”. Tak właśnie modlili się Żydzi w starożytności, tak modlimy się dzisiaj my: uwielbienie, wspominanie i prośba.

Zachariasz w swojej pieśni nazywa Jezusa Wschodzącym Słońcem, które oświeci mieszkających w mroku i cieniu śmierci. Wschód to po łacinie „Oriens”, „zorientować się” to znaczy „zwrócić się na Wschód, na jedyny dobry kierunek”, dlatego nasz kościół jak i wiele innych starych kościołów jest „zorientowany” czyli z tabernakulum umieszczonym w kierunku wschodzącego Słońca. Jezus to nasze Słońce: to On jest źródłem światła, które nie pozwala upaść i się zagubić, to On wyznacza nasz czas życia, jego wschód i zachód, to On daje nam ciepło miłości. On rozprasza mroki swojej ludzkiej rodziny i mroki naszych domów. Rodzi się w Betlejem w ciemnościach nocy, bo przyszedł, żeby walczyć z nocą grzechu, niewiary i bezsensu. 

Bo Bóg wielkich cudów dokonuje w nocy. Abrahama i Izaaka zaprowadził, aby złożyli ofiarę na górze w nocy. Drabina do Nieba przyśniła się Jakubowi w nocy. Jakub z aniołem walczył w nocy. Wszystko, co pierworodne w Egipcie zginęło w nocy. Wojsko faraona zatonęło w Morzu Czerwonym w nocy. Barak i Debora wyruszyli na bitwę w nocy. Pijącego z naczyń świętych Baltazara Bóg ukarał w nocy. Daniela w jaskini lwów ocalił w nocy. Haman, którego powstrzymała Estera, pisał listy skazujące Żydów na śmierć w nocy. Judyta wyruszyła do obozu wroga w nocy. Maryja Dziewica urodziła Zbawiciela w nocy. Podczas burzy Jezus do uczniów przyszedł po wodzie w nocy. Ostatnia Wieczerza odbyła się w nocy. Kiedy Jezus umierał na krzyżu, pojawiły się ciemności jak w nocy. Wielkanoc, bo z grobu Jezus wyszedł przed świtem w nocy. Piotra z więzienia anioł wyprowadził w nocy. Paweł i Sylas w lochu śpiewali Bogu hymny w nocy. To wszystko działo się w nocy

Jeśli w naszej rodzinie, w naszym sercu widzimy dzisiaj jakąś noc, trudność, cierpienie, to jest to dla Pana Boga zaproszenie, aby był z nami blisko, aby rozproszył te mroki. 

Przyjmijmy nowonarodzonego Jezusa jako światło, potrzebne, aby rozjaśniać nasze noce. To źródło prawdziwej, chrześcijańskiej radości. Wesołych Świąt!


Zachariasz i odbicie Bożej twarzy - IV tydzień Adwentu, 23 grudnia

 23 grudnia: narodziny poprzednika.

Ml 3, 1-4. 23-24: Eliasz poprzedzi przyjście Pana. 

Łk 1, 57-66: narodzenie Jana Chrzciciela.


Pan Bóg przychodzi aby nas przemienić, aby przywrócić w nas swój obraz i podobieństwo. Prorok Malachiasz przestrzega, że Jego przyjście naprawdę wprowadza zmiany: „Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy On się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro…”. Złotnik pracuje nad srebrem, aby pozbawić je wszelkich zanieczyszczeń, do tego potrzebny jest ogień, srebro musi być przetopione. Ten ogień, który topi srebro to symbol naszych krzyży, kiedy chwytamy się Boga w sytuacji bez wyjścia, wtedy ta bliskość z Bogiem nas oczyszcza. 

Złotnicy, zapytani o to jak długo trzeba tak przetapiać srebro mówią, że można przestać dopiero wtedy, kiedy w stopionym metalu ujrzą odbicie swojej twarzy. To dzisiejsze czytanie porównuje Boga do złotnika, to Bóg chce w nas zobaczyć swoją twarz, swoje podobieństwo, jak rodzic widzi je w dziecku.

Dzień przed wigilią opowiada o narodzeniu Poprzednika, Jana, który nie tylko słowami zapowiadał nadejście Jezusa, ale też wydarzeniami ze swojego życia. Zachariasz (hebr. „Bóg pamięta”), ojciec Jana, mąż Elżbiety, potrzebował takiego przetopienia, którym była niepełnosprawność. Czasami myślimy, że gdybyśmy tak ja biblijni bohaterowie widzieli cuda, aniołów to nasza wiara byłaby mocniejsza. Zachariasz pokazuje, że niekoniecznie tak musi być, że nie tylko cuda zbliżają do Boga, ale i trudności

On nie uwierzył aniołowi, temu samemu, który przyszedł do Maryi, dlatego został niemy i głuchy. To obraz człowieka, do którego nie dociera słowo Boże. Życie człowieka który nie słyszy i nie może mówić, nie może się porozumiewać, jest wielkim cierpieniem. Film „Cudotwórczyni” opowiada prawdziwą historię Hellen Keller, która urodziła się niewidząca i niesłysząca. Nie docierało do niej żadne słowo matki i ojca, nie rozumiała żadnego pojęcia, jej życie było jak życie zwierzątka: krzyczała, gryzła, była agresywna… W pewnym momencie zamieszkała z nią Anna Sullivan, nauczycielka, która zaczęła ją uczyć słów, pojęć za pomocą dotykania jej dłoni różnym układem palców. Te fonogesty doprowadziły do rewolucji - dziewczynka zaczęła się porozumiewać, przekazywać i otrzymywać informacje od innych ludzi. 

Zaczęła żyć jak człowiek, jako dorosła została naukowcem. Kiedy człowiek jest głuchy na Boży głos też żyje jak zwierzę - zamknięty w swoich popędach, zamknięty w swoim egoizmie. Tylko słuchanie Bożego słowa może nas przemienić i uczynić z nas prawdziwe dzieci Boże.

wtorek, 21 grudnia 2021

Cztery Pramatki Izraela - IV tydzień Adwentu, 22 grudnia

 

22 grudnia: uwielbienie matek z powodu macierzyństwa. 

1 Sm 1, 24-28: Anna dziękuje za narodzenie się Samuela. 

Łk 1, 46-55: Maryja uwielbia Pana za wcielenie Syna.


Dziś jest jeden z tych niewielu dni w roku, kiedy między czytaniami nie śpiewamy psalmu. Śpiewaliśmy fragment z 1. Księgi Samuela. Jest to pieśń Anny, która uwielbia Boga za dar macierzyństwa. Bardzo podobną pieśń, w jedności z Anną, wyśpiewuje Maryja w domu Elżbiety. Obie kobiety dziękują Bogu, zanoszą swoje dziękczynienie. Te pieśni są zapowiedzią największego dziękczynienia, w którym człowiek może wziąć udział, czyli Mszy Świętej, Eucharystii. Teraz w niej uczestniczymy, aby dziękować Bogu za historię świata w której zaplanował, że Syn Boży stanie się człowiekiem, przyjmie na siebie śmierć, czyli nasz los i zmartwychwstanie, abyśmy mogli od śmierci być ocaleni. 

Razem z Anną, Maryją, wszystkimi przodkami Jezusa i mieszkańcami Nieba dziękujmy Bogu, bo jest to godne i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, aby zawsze, w każdej sytuacji składać Bogu dziękczynienie. Chrześcijanin to człowiek, który dziękuje za wszystko, bo zawsze mamy za co dziękować. Wstaliśmy dzisiaj żywi, a nie musiało tak być. Wielu ludzi się dziś nie obudziło; dlaczego akurat my jesteśmy żywi? W jakim celu? Dziękujmy Bogu, bo zaplanował abyśmy jeszcze coś w życiu zrobili, jeszcze posłuchali Jego głosu. 

Zaczynaliśmy roratnie rozważania od trzech praojców, patriarchów Narodu Wybranego: Abrahama, Izaaka i Jakuba. Zmierzając powoli ku końcowi, wspomnijmy trochę o czterech pramatkach Izraela, są nimi: Sara, Rebeka, Rachela i Lea. Cztery kobiety. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w tych biblijnych historiach kobiety często okazywały się pozytywnymi bohaterkami, może nawet bardziej niż mężczyźni. Kandydat na ołtarze, abp Fulton Sheen  („Those Mysterious Priests”, 2009 r., str. 352-355) zadał kiedyś pytanie: „Kto potrafi lepiej stawić czoła sytuacji kryzysowej: mężczyzna czy kobieta? (…) Najłatwiej znaleźć jest tę odpowiedź na przykładzie największego kryzysu, jakiemu kiedykolwiek świat stawił czoła – ukrzyżowania naszego Boskiego Zbawiciela. W tym ogromnym dramacie jaki rozegrał się na Golgocie, uderza jeden fakt: mężczyzna zawiódł”. Zawiódł Judasz, Piotr, Piłat, Apostołowie, arcykapłani… 

Z drugiej strony, nie zawiodła Go żadna z kobiet. (…) Na samej Golgocie obecne były trzy kobiety o imieniu Maria: Maria z Magdali, która zawsze trwała u Jego stóp i będzie tam znów w Wielkanoc o poranku, Maria żona Kleofasa, matka Jakuba i Jana oraz Maryja Matka Jezusa – trzy rodzaje dusz, które zawsze można znaleźć u stóp Krzyża Chrystusa: pokuta, macierzyństwo i dziewictwo. Oto jest największy kryzys, jaki kiedykolwiek rozegrał się na ziemi, a kobiety nie zawiodły. (…) Jest faktem historycznym, że kiedykolwiek świat był w niebezpieczeństwie upadku, następował wzrost nabożeństwa do Kobiety, która nie jest zbawieniem, lecz która w nim pośredniczy przyprowadzając swe dzieci na powrót do Chrystusa”.

Biblia i Kościół zawsze dobrze mówią o kobiecie, choć czasem jest to źle rozumiane. Księga Kapłańska (12 rozdział) mówi np., że po urodzeniu chłopca, kobieta przez 33 dni jest rytualnie nieczysta, oznacza to, że nie może chodzić do świątyni, dotykać żadnych sprzętów, ani męża, bo wszystko, co dotknie będzie nieczyste. Po urodzeniu dziewczynki ten czas był wydłużony do 66 dni. Brzmi to strasznie, jakby matka miała za urodzenie odbywać jakąś karę. W rzeczywistości to Boże Prawo miało chronić dobro kobiety i dać jej czas na odpoczynek. Wyobraźcie sobie: po porodzie mąż ma się trzymać z daleka, nie możesz brać do ręki garnka ani patelni i masz się modlić w domu, bo nie można iść między ludzi. Był to czas przewidziany na powrót do sił, wyciszenie się i zajmowanie tylko noworodkiem. 

W Kościele zawsze o kobiecie mówiliśmy lepiej, bo tylko tu przetrwało jeszcze słowo „niewiasta”. Słowo „kobieta” ma bardzo niemiłe pochodzenie, do XVIII wieku było używane w języku polskim jako obelżywe. „Niewiasta” to piękne słowo, kiedyś brzmiało „nevesta” i oznacza „tą, której nikt nie zna, o której nikt nie wie”, czyli pewną „tajemnicę”. Biblijne niewiasty noszą w sobie tę tajemnicę. Nikt nie spodziewał się, jaką rolę spełnią w historii zbawienia. Sara, żona Abrahama, urodziła Izaaka jako dziewięćdziesięciolatka. Niewiasty niemożliwe, czynią możliwym. Choć może się też to tyczyć wymyślania nieistniejących problemów. 

Rebeka pomagała Jakubowi wykiwać ojca Izaaka i brata Ezawa. Popełniła błąd, ale widać w niej tę silną, macierzyńską miłość, która potrafi przesłonić wszystko, byleby tylko dziecko odniosło sukces. Kolejne dwie pramatki Izraela, to Lea i Rachela, dwie siostry, obie były żonami Jakuba. Te konkurowały ze sobą o liczbę dzieci, które urodzą mężowi. Ułożyły sobie taki grafik i według niego sypiały ze swoim mężem. Lea wygrywała, Rachela miała problem z poczęciem, dlatego oddawała mężowi swoją niewolnicę, bo według zwyczaju, dziecko, które niewolnica urodziła siedząc na kolanach swojej pani, było traktowane jako dziecko tej, do której niewolnica należała. Lea zaczęła robić to samo i zawody w rodzeniu trwały w najlepsze, aż w końcu Jakub miał dwunastu synów i jedną córkę. 

W Racheli możemy dostrzec coś wyjątkowego. Prorok Jeremiasz, setki lat później wypowie proroctwo, o tym, że Pan Bóg zlituje się nad Żydami, którzy trafili do niewoli babilońskiej. Pamiętamy tę historię. Przez grzechy królów Izraela i całego Narodu Wybranego, Bóg dopuścił do tego, że Żydzi stali się niewolnikami babilończyków. Jeremiasz zapowiedział, że ta niewola się skończy, bo Panu Bogu bardzo spodobało się to, co zrobiła Rachela. Jej czyn sprzed wieków tak bardzo poruszył Boskie serce, iż obiecał, że niewola potomków Racheli nie będzie długa (Jr 31, 15-16). Co takiego wielkiego zrobiła Rachela? 

Nic wielkiego, bo Pan Bóg przychodzi do nas czasami przez rzeczy małe, ale spełnione z wielką miłością. Rachela długo nie mogła się pogodzić z tym, że sama nie urodziła jeszcze żadnego dziecka. Była zbuntowana. Pewnego dnia zobaczyła piękną scenę. Synek jej siostry Lei, mały Ruben, pobiegł na łąkę i nazbierał dla swojej mamy trochę polnych kwiatków. To ta wzruszająca chwila, kiedy dziecko pierwszy raz daje coś w prezencie swojemu rodzicowi. Czasem kwiatka, albo jakąś rzecz, która podoba się tylko dziecku, czasem jest to nieudolny rysunek, który dziecko z dumą wręcza mamie albo tacie, ale w oczach rodzica takie dziecięce gryzmoły są jak dzieło sztuki, bo to coś, co dziecko dało ze szczerej miłości. I wisi pózniej na ścianie przez lata. Rachela zobaczyła coś takiego: Ruben dał swojej mamie Lei kwiaty szczerej miłości. Ten widok odmienił serce Racheli. Pogodziła się z tym, że nie dostanie takiego daru od dziecka, które urodzi. Zaakceptowała swoją bezpłodność. Poszła do Lei i zaczęła ją pokornie prosić, aby podarowała jej te kwiatki. Lea była dla niej niemiła, ale Rachela dalej  z pokorą prosiła, odstępując nawet siostrze kolejkę do sypialni męża. Rachela otrzymała upragnione kwiaty. Pana Boga poruszyła ta postawa Racheli i obdarzył ją własnym potomstwem: urodziła Józefa Egipskiego i Beniamina. Za to, że pogodziła się ze swoją słabością, urodziła Józefa, sprzedanego potem przez braci, ale jak wiemy, gdyby nie ten Józef, cała rodzina zginęłyby z głodu, w czasie siedmiu lat nieurodzaju.

Rola niewiast w historii zbawienia jest nieprzewidywalna i tajemnicza, bo nikt nie wie, co ukrywa ona w swoim sercu. Dzisiaj często kobiety próbują upomnieć się o swoją godność walcząc o swoje prawa. Walka jako wołanie o szacunek i uznanie jest pewnie słuszna, jednak można się pomylić co do tego, kto wrogiem i zagrożeniem dla kobiet faktycznie jest. Tym zagrożeniem nie jest Kościół i wiara. Przeciwnik, podobnie jak na początku stworzenia, jest ukryty, on też chce pozostać tajemnicą. Nie wiadomo, dlaczego demon pod postacią węża, najpierw zaatakował kobietę, Ewę, dlaczego z nią zaczął rozmawiać. Midrasze, czyli żydowskie legendy biblijne mówią, że zły duch wybrał kobietę, bo nienawidził jej bardziej niż mężczyzny. 

Demon nienawidzi kobiety, bo kobieta jest źródłem życia, może dawać życie, w czym przypomina szczególnie samego Stwórcę. Zły duch postanowił zniszczyć kobiecość, aby była ona źródłem śmierci, bo i śmierć jest pomysłem złego. To jest prawdziwy wróg, który wmawia kobiecie, że jest niewystarczająca i powinna stać się taka jak mężczyzna, że musi się z nim zrównać, wyrzekając się tego, co typowe dla kobiety. O zrównaniu jednak nie może być mowy, bo męskość i kobiecość polegają na posiadaniu cudownych różnic, danych przez Stwórcę. I żadne nie jest lepsze od drugiego, ale inne. 

Maryjo, spojrzyj na wszystkie kobiety: na matki, samotne, dziewice, wdowy, mężatki. Ty znasz wszystkie ich zmagania. Pozwól im zwyciężać pokusy złego, aby wypełniały swoje powołanie. Spraw, aby drobne rzeczy, czyniły jak Rachela z wielką miłością. Aby czyniły rzeczy niemożliwe, jak Sara, były źródłem życia jak Lea i silne jak Rebeka

Elżbieta i pierwsze sanktuarium - IV tydzień Adwentu, 21 grudnia

 21 grudnia: Nawiedzenie - spotkanie dwóch matek, spotkaniem dwóch Testamentów: Starego i Nowego. 

Pnp 2, 8-14: oto mój umiłowany biegnie przez góry.

Łk 1, 39-45: A skądże mi to, że Matka mojego Pana przy chodzi do mnie?


Bóg przychodzi do nas, tam gdzie jesteśmy, tam gdzie stoją nasze stopy, przychodzi do nas w tym sanktuarium. Uczy nas tego Elżbieta, żona Zachariasza i matka Jana Chrzciciela, krewna Maryi Dziewicy.  Imię „Elżbieta”, po hebrajsku „Eliszewa” (אֱלִישֶׁבַע), znaczy „Mój Bóg przysiągł”, lub „Bóg jest przysięgą”. Imię to nadawano dziewczynkom, na pamiątkę przysięgi, obietnicy, którą Bóg złożył Abrahamowi, że będzie ojcem wielu narodów i dostanie na własność ziemię. Zatem każda Elżbieta przypomina swoim imieniem, że Bóg zawsze dochowuje swoich obietnic. Jak zobaczysz dziś Elę, to przypomnij  sobie, że Bóg jest prawdomówny. I że czeka na ciebie Ziemia Obiecana, czyli Niebo. Ewangelia mówi, że to do domu Elżbiety wyruszyła Maryja, zaraz po Zwiastowaniu. Eliszewa musiała być dla niej bliską osobą, zaufaną przyjaciółką. Maryja chciała też zobaczyć na własne oczy cud, o którym powiedział jej Gabriel: „A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. 

Maryja doświadczyła czegoś niezwykłego, pośpieszyła do Elżbiety, aby pewnie wspomagać ją w jej stanie. Ponadto Elżbieta jak nikt inny rozumiała to, co spotkało Maryję. Obie mogły się wspierać i rozumieć. Wiemy, jak ważne jest mieć obok siebie kogoś, kto nas rozumie, rozumie nas bez słów; taka więź jest często silniejsza niż więzy krwi. Być może Maryja bardzo potrzebowała wtedy obecności takiej przyjaciółki. Zatem poszła do Elżbiety, do pewnego miasta w ziemi Judy. Bardzo stara tradycja mówi, że była to miejscowość niedaleko Jerozolimy, która dziś nazywa się En Kerem (hbr. „źródło winnicy”). En Kerem leży wśród zielonych pagórków, pokrytych drzewami i winoroślami. Jak mówi nazwa miasta, znajduje się tam źródło wody. Była to piękna kraina. Pierwsze czytanie z Pieśni nad Pieśniami zawiera jakby opis przyrody wokół domu Elżbiety i Zachariasza: „Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania drzew, i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Figowiec wydał zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną”. 

Eliszewa, Elżbieta jest na wiele sposobów tą pierwszą. Pierwszą, którą odwiedziła Maryja po Zwiastowaniu, pierwszą, która spotkała Jezusa ukrytego w łonie Maryi, pierwszą, która mogła przyjąć Maryję do swojego domu. Elżbieta jest też pierwszą, która mogła Maryję wychwalać, za jej Boże macierzyństwo. Dom Elżbiety jest jakby pierwszym maryjnym sanktuarium, w którym Maryja została otoczona szacunkiem i miłością. Nasze sanktuarium jest jakby domem Elżbiety, a ta uczy nas, jak mamy na Maryję patrzeć. 

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy teraz w ciepłym Izraelu, gościmy w En Kerem i patrzymy na spotkanie tych dwóch kobiet. Maryja weszła i pozdrowiła swoją krewną, bardzo możliwe, że zrobiła to zgodnie ze zwyczajem mówiąc: Pokój tobie, Elżbieto! Szalom lach Eliszewa! Spróbuj tak powitać znajomą Elżbietę, to się zdziwi. Na głos Maryi, mówi Ewangelista, Duch Święty napełnił Elżbietę i wydała ona głośny okrzyk, mówiąc: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana”. 

Elżbieta z głośnym okrzykiem wita Maryję i Jezusa w jej łonie. To też nasze zadanie, kiedy przychodzimy do sanktuarium. Maryi i Jezusowi należy się głośne i radosne powitanie. Tak trzeba śpiewać, kiedy odsłaniany jest wizerunek Maryi i Jezusa w głównym ołtarzu. Wychwalamy Maryję i tego uczy nas Elżbieta, bo ona uwierzyła, że spełnią się słowa, które usłyszała od Boga. Maryja jest godna pochwały za niezachwianą wiarę w prawdziwość słowa Bożego. Przychodząc do sanktuarium to właśnie chcemy w Maryi podziwiać. I tego się od niej uczyć. Pan Bóg w tym Adwencie przychodzi do nas dzięki temu miejscu. To w tym sanktuarium, w szkole Maryi, możemy uczyć się jak bardzo ważne i potrzebne jest nam Boże słowo. Tutaj możemy je zgłębiać, możemy go słuchać. Patrząc na Maryję i Elżbietę, możemy przypominać sobie, że Boże słowo odmienia życie tych, którzy w nie wierzą.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Maryja, która rozważała - IV tydzień Adwentu, 20 grudnia

 20 grudnia: anioł ogłasza narodziny Chrystusa. 

Iz 7, 10-14: Oto Panna pocznie i porodzi Syna. 

Łk 1, 26-38: Maryja pocznie i porodzi Syna.


Bóg przychodzi do nas w Adwencie przez Maryję. Matka Pana Jezusa zajmuje oczywiście szczególne miejsce w rodowodzie Pana Jezusa. Co możemy dzisiaj powiedzieć o Maryi? Ona towarzyszy nam od początku Adwentu, towarzyszy nam właściwie przez całe życie, doświadczamy tego zwłaszcza tu, w jej sanktuarium

O Maryi pouczają nas już liczne postaci ze Starego Testamentu. Imię „Maryja” brzmi po hebrajsku „Miriam”. Pochodzi prawdopodobnie z języka egipskiego i oznacza „Ukochana”. To imię często nadawano żydowskim dziewczynkom, ponieważ tak nazywała się siostra Mojżesza, urodzona w niewoli egipskiej. Kiedy Izraelici uciekali z Egiptu przed faraonem i jego wojskiem, Bóg otworzył przejście przez Morze Czerwone i Żydzi przeszli na drugi brzeg po suchym dnie morskim. Widzieli potem, jak wody zatopiły ich nieprzyjaciół i stali oszołomieni. Wtedy Mojżesz zaczął śpiewać dziękczynną pieśń na cześć Boga, a jego siostra Miriam, grając na bębenku, przewodziła wszystkim żydowskim kobietom w radosnym tańcu i uwielbieniu. 

To wydarzenie już pokazuje nam, czego uczy nas Maryja, przez swoją imienniczkę. Maryja w domu Elżbiety wyśpiewuje pieśń dziękczynną: „Wielbi dusza moja Pana”. Uczy nas przez to mówić Bogu „dziękuję”. Pieśń Maryi przypomina dziękczynną pieśń biblijnej Anny z Księgi Samuela. Śpiewająca Maryja musiała pamiętać jej radosne słowa. Anna była niepłodna i w swoim smutku głodziła się i dużo płakała. Dziś powiedzielibyśmy, że cierpiała na depresję i anoreksję. Kiedy urodziła w końcu synka Samuela, zaśpiewała swoją dziękczynną pieśń, z której Maryja zaczerpnęła kilka zdań. 

Pamiętamy Esterę, która pości, modli się i idzie do króla, aby ratować swój naród, aby wstawić się za swoim ludem. Maryja robi dla nas to samo: wyprasza dla swoich dzieci zbawienie, ratunek od grzechów. Pamiętamy Rut, która podobnie jak Maryja, odnalazła w Betlejem swoje szczęście i schronienie. Historia Izreala wspomina też Deborę, wspaniałą kobietę, która sprawowała sądy i cieszyła się najwyższym autorytetem. Barak z Księgi Sędziów, dowódca wojsk, żołnierz z krwi i kości, bał się wyruszyć na bitwę w obronie kraju i poprosił, żeby Debora wyruszyła razem z nim. Tylko jej towarzystwo dodało mu otuchy i odwagi w poprowadzeniu wojska do zwycięstwa. Czyż podobnej roli nie przypisano Maryi w obronie Jasnej Góry? Czy i dla nas nie jest ona wsparciem w duchowej walce? Biblijna Księga Sędziów wspomina także o żonie Manoacha, do której przyszedł anioł, zapowiadając, że urodzi niezwykłego chłopca, Samsona, który wybawi Izraela z rąk wrogów. 

Życie Maryi jest jakby zapisem przeżyć, tęsknot i pragnień tych wszystkich żydowskich kobiet. Dziewica Maryja, Miriam z Nazaretu, nie jest porcelanową laleczką, kruchą i bezbronną, nadającą się tylko do dekoracji wnętrz. Jest kobietą znającą bardzo dobrze blaski i cienie życia. Ona rozumie to, co przeżywasz. Kiedy czytamy w Biblii o Maryi, możemy zwrócić uwagę na to, że robi ona często bardzo ważną rzecz. Może tego nauczymy się od niej w tym Adwencie? Ona bacznie przygląda się temu, co dzieje się w jej życiu i rozmyśla o tym. Maryja rozważa. Tego może nas nauczyć. 

Dziś słyszymy o jej rozmowie z aniołem Gabrielem. Anioł powiedział do Maryi: „Bądź pozdrowiona (שָלוֹם לָךְ), łaski pełna (מְלֵאַת הַחֶסֶד), Pan z Tobą (ה׳ עִמָּךְ), błogosławiona jesteś między niewiastami (בְּרוּכָה אַתְּ בַּנָשִׁים). Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie”. Pierwsze, co robi Maryja, to rozważa słowo Boże, skierowane do niej za pośrednictwem anioła. Dzieje się coś niespodziewanego i trudnego zarazem, wtedy Maryja rozważa. Myśli: co Bóg mówi do mnie w tym wydarzeniu? 

Anioł powiedział: Pan z Tobą. (Sdz 6, 12) Takie same słowa usłyszał  od anioła biedny Gedeon, którego wszyscy lekceważyli, a on zaskoczył ludzi i uratował Izraela. Anioł powiedział, że jestem błogosławiona między niewiastami… Tak przecież ludzie dawno temu mówili o Judycie, kiedy pokonała strasznego wroga. Mężczyźni chcieli się poddać, ale ona nie zawiodła. 

Później Barak i Debora, po zwycięskiej bitwie tak mówili do Jaeli: „Niech Jael będzie błogosławiona wśród niewiast, (…), wśród niewiast żyjących w namiotach niech będzie błogosławiona” (Sdz 5, 24). Bo to Jaela, sama, bez żadnej broni, tym co miała pod ręką, pokonała dowódcę wrogich wojsk. 

Maryja mogła wtedy rozważać: Czy i ja zrobię coś, czego nie potrafią wojownicy? Czy ja też mam poprowadzić cały naród do zwycięstwa? Kiedy po narodzinach Jezusa, do stajenki przyszli pasterze i opowiadali o widzeniu aniołów, Maryja „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”. Czy i mój Syn będzie pasterzem? Jakim pasterzem? Mogła sobie pomysleć. Pamiętamy, kiedy mały Pan Jezus zgubił się na trzy dni, po czym odnalazł się w domu Ojca, Ewangelista Łukasz zapisał: (Łk 2, 51) „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu”. I pewnie pamiętała o tym, kiedy Jezus po śmierci odszedł do Ojca. Mogła się spodziewać, że podobnie jak kiedyś, za trzy dni się jakoś znajdzie. 

Maryja uczy nas dzisiaj: rozważaj. Myśl o tym, co dzieje się w twoim życiu. Z czym się dziś zmagasz? Czy możesz za coś podziękować? Co mówi do ciebie Bóg przez te wydarzenia? Rozmawiaj z Bogiem. Módl się. Nie pytaj: dlaczego właśnie mnie to spotkało? Dlaczego ja? Zapytaj: po co to się stało, co mi to mówi, na co Pan Bóg chce zwrócić moją uwagę. 

Maryjo, ucz nas rozważania. Spraw, abyśmy słyszeli Boży głos w wydarzeniach, które nam są dane. Pomóż nam odkrywać nasze powołanie, naszą misję na tym świecie, rolę do spełnienia. Bądź z nami, abyśmy się nie bali i zaufali Bogu tak jak Ty.

sobota, 18 grudnia 2021

Józef - bo Bóg przychodzi przez mężczyznę - III tydzień Adwentu, 18 grudnia

 18 grudnia: syn Józefa jest odroślą Dawida. 

Jr 23, 5-8: Bóg wzbudzi Dawidowi odrośl sprawiedliwości. 

Mt 1, 18-24: Jezus narodzi się z Maryi, małżonki Józefa, syna Dawida.


W Adwencie Bóg przychodzi do nas przez mężczyznę, a tym mężczyzną jest w szczególności św. Józef, mąż Maryi. Bez wątpienia możemy nazywać św. Józefa jedną z najwspanialszych postaci w całej Biblii. Prowadzony przez Boga dokonał rzeczy wspanialszych niż trzej patriarchowie Izraela: Abraham, Izaak, Jakub i jego daleki praprzodek - Józef, nazywany Egipskim. W litanii wołamy do niego: Przesławny potomku Dawida i światło patriarchów. Jest mężczyzną, którego Bóg obdarzył wyjątkowym zaufaniem: Bóg Ojciec wybrał go na przybranego ojca swojego Syna. Św. Józef jest wzorcem prawdziwej męskości i ojcostwa. Bardzo ważne jest, abyśmy zgłębiali tę tajemnicę i odkrywali św. Józefa na nowo. 

Demon nienawidzi ojców i robi wszystko, żeby ojcostwo zniszczyć i skompromitować, dlatego, że Bóg w Trójcy Jedyny, objawił się jako Duch Święty, Syn Boży i jako Bóg Ojciec. A zły duch chce zohydzić wszystko, co wiąże się z Bogiem Ojcem. Dlatego w dzisiejszych czasach przeżywamy kryzys ojcostwa. Ojcowie są przedstawiani jako ci, którzy są dla rodziny źrodłem problemów. Demon szczególnie atakuje ojców pokusą wątpienia w swoją wartość, aby osuwali się od wychowywania dzieci a zajmowali się pracą i „przynoszeniem pieniędzy”. Demon w duchowy sposób „kastruje” mężczyzn, aby nie chcieli być ojcami, a skupiali się na zażywaniu seksualnej przyjemności. Zły duch dąży do tego, aby współczesny świat patrzył na ojcostwo jako na źródło patologii i przemocy, jako na coś, co niszczy kobiety i dzieci, dlatego kusi mężczyzn alkoholem i lenistwem.

Wielu ludzi, skrzywdzonych przez swoich ojców ma problem z mówieniem modlitwy „Ojcze nasz” i myśleniem o Bogu jako o Ojcu, bo przywołuje to osobiste, przykre doświadczenia. I to jest celem demona: aby ta modlitwa była wstrętna i abyśmy przez to nie nazywali siebie Bożymi dziećmi. Miliony dolarów i euro przeznacza się na biznes pornograficzny. W Hollywood każdego roku produkuje się przeszło 11 tys. filmów pornograficznych (LA Times Magazine, 2002). Ogromna ilość tych materiałów sprzyja uzależnianiu się od nich i od grzechu onanizmu. Dlatego dobrze by było, aby każdy ojciec, duchowny czy biologiczny, miał świadomość tego, że toczy się przeciwko niemu wojna. Kimś, kto przeciwstawił się zniszczeniu swojej męskości i ojcostwa jest właśnie św. Józef. 

Ewangelia nazywa go „człowiekiem sprawiedliwym”, „cadykiem”. Żydzi mówili „cadik”, „sprawiedliwy” na mężczyznę prawego i godnego zaufania, będącego religijnym autorytetem, a przez to dobrym kandydatem na męża i ojca, którego głównym zadaniem było przekazywanie wiary dzieciom. Św. Józef stoczył prawdziwą batalię, aby spełnić swoje niezwykłe powołanie. Przeżył wiele trudnych chwil i zmartwień. 

Niewiele dni zostało nam do Świąt. Już żegnamy się słowami „Wesołych Świąt!”, te życzenia widzimy wśród wielu kolorowych napisów. Św. Józef pokazuje nam dziś, że czas Bożego Narodzenia może być trudny, choć wydaje się, że wolno nam być tylko wesołymi. Święta, skojarzone mocno z wartościami rodzinnymi, mogą być trudne dla osób samotnych, singli, osób w żałobie, którym puste miejsce przy stole, nie kojarzy się już tylko z miejscem dla niepodziewanego gościa… Szczególną tęsknotę za bliskimi przeżywają wszyscy, którzy wyjechali za granicę, często bardzo daleko i nie mogą wrócić na Święta... Są też chorzy przebywający w szpitalach, na kwarantannie, są dzieci pozbawione rodziców, osierocone, oraz ci, którzy z uwagi na pracę służą innym w tym czasie: policjanci, strażacy, służba zdrowia, pracujący w handlu. Św. Józef to rozumie.

Dla Józefa, męża Maryi, czas przed narodzeniem Jezusa też był trudny. On jest patronem tych wszystkich ludzi, którzy przechodzą przez różne zmagania, cierpienia. Jest, jak lubię mówić, patronem naszych świątecznych smutków. W XVI w. ułożono nabożeństwo do siedmiu boleści, smutków, św. Józefa. Dzisiaj słyszymy o tej pierwszej, kiedy dowiaduje się, że Maryja spodziewa się dziecka i wie, że to nie jego, postanawia w sekrecie unieważnić zaślubiny. W starożytnym Izraelu małżeństwo zawierano w dwóch etapach: najpierw zaślubiny, coś co nam się kojarzy z narzeczeństwem, a później wprowadzenie oblubienicy do domu pana młodego i wspólne zamieszkanie. Maryja i Józef nie doszli wtedy do tego drugiego etapu. Józef zmartwiony, zrobił coś, co mężczyzna z kłopotami lubi najbardziej: położył się spać. Podobnie jak niegdyś Jakub, uciekający z domu przed Ezawem. Sen, jest to symbol jego niemocy, braku sił do rozwiązania tej trudności, śpi jak bezbronne dziecko. Nie przyśniła mu się drabina do Nieba, ale ukazał mu się anioł, który powiedział: „Nie bój się. To Duch Święty sprawił, że Maryja poczęła. To Syn Boży, a ty nadasz mu imię”. Nadać imię to znaczy mieć prawa ojca. Józef usłyszał, że ma możliwość wejścia w unikatową relację z Bogiem, będzie mógł być z Nim bardzo blisko. Józef wstał i zrobił to, co kazał Bóg. Krótko i po męsku. Wziął Maryję do swojego domu, ślub został definitywnie zawarty. Powstała Święta Rodzina. Żony, dajcie pospać mężom, bo może się obudzą z jakimś anielskim pomysłem? Tak mówi Biblia. To, co spotkało św. Józefa, to dobra nowina także dla nas! Ci, którzy smucą się w czasie Świąt mają szansę na niezwykłą więź z Bogiem, oni będą pocieszeni! Temu służy właśnie czas świąt, niezależnie od tego, z jakimi uczuciami go przeżywamy. Odkryć osobistą więź z Bogiem.

Kolejnym świątecznym smutkiem było dla Józefa patrzeć, w jakiej biedzie jego przybrany syn przychodzi na świat. W jakich warunkach musi rodzić jego żona. To dla mężczyzny szczególnie drażliwy temat: zapewnić rodzinie godne warunki. Ale Józef widzi, że to część Bożego planu, z którym trzeba się pogodzić, że jest coś ważniejszego niż pieniądze: mieć Jezusa przy sobie. 

Józef smuci się, kiedy jego synek otrzymuje znak obrzezania z rąk Symeona (Łk 2, 21), ten moment jest zawsze radosny, ale i niepokojący dla żydowskiego ojca. Józef słyszy potem od Symeona, że duszę jego żony przeniknie miecz, że będzie cierpiała (Łk 2, 34). Potem anioł przychodzi do niego we śnie po raz drugi: Herod chce znaleźć Jezusa i Go zabić! Trzeba uciekać do Egiptu! Józef znowu: wstał i zrobił to, co kazał Bóg. Przez to bł. Wilhelm Chaminadae, nazwał Józefa „Zbawcą Zbawiciela”, kimś, kto uratował Boga. Który ze świętych może pochwalić się tym tytułem? Maryja dała Jezusowi życie, jest Matką Boga, prorocy przemawiali w imieniu Boga, Apostołowie poszli dla Niego na cały świat, męczennicy oddali życie, ale kto ocalił życie samemu Bogu? Tylko św. Józef. 

Trzeci sen w Egipcie: anioł mówi, że niebezpieczeństwo minęło i czas wracać do Izraela. Józef wstał i zrobił to, co kazał Bóg. Przestraszył się i zasmucił po raz szósty, kiedy usłyszał, że w Judei, tj. w Jerozolimie, Betlejem i okolicach panuje syn zmarłego Heroda Wielkiego, Archelaos, który był tyranem. Otrzymał zatem kolejny sen i wskazówkę, aby zamieszkać w Galilei. Tak zrobił i Święta Rodzina zamieszkała w rodzinnym mieście Maryi, w Nazarecie. Siódmym smutkiem, było zagubienie małego Jezusa w Świątyni. 

Św. Józefie, Żywicielu Syna Bożego, Pociecho nieszczęśliwych, Postrachu duchów piekielnych! Bądź inspiracją dla mężczyzn w walce ze złym duchem, aby mogli być szczęśliwymi ojcami i mężami. Patronie naszych świątecznych smutków, pokaż nam, że szczęściem jest mieć przy sobie Jezusa, a On chętnie przyjdzie do nas, także w zmartwieniach, których doświadczamy. 


piątek, 17 grudnia 2021

Gdzie Ty jesteś? - III tydzień Adwentu, 17 grudnia

 17 grudnia: ten, który przychodzi, jest synem Dawida; w Nim zbiega się historia.

Rdz 49, 2. 8-10: nie zostanie odjęte berło od Judy. 

Mt 1, 1-17: rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida


Dzisiejsza Ewangelia jest kulminacyjnym słowem tegorocznych rorat. Po rozważaniach dotyczących przodków Chrystusa, ta litania imion nabiera nowego znaczenia. Widzieliśmy wyraźnie blaski i cienie w życiu tych biblijnych bohaterów. Są wśród nich osoby o wielkiej wierze oraz dobrych i szlachetnych sercach, są także ci, którzy pogubili się w poszukiwaniu życiowego szczęścia. Dla jednych i drugich Bóg zechciał stać się kimś bliskim, kimś, z którym tych ludzi połączyły więzy krwi

Bóg zechciał mieć rodzinę i przychodzić do nas przez rodzinę. Dziś mogę zadać sobie pytanie: gdzie ja jestem w tej historii? Które z doświadczeń biblijnych krewnych Jezusa są mi najbliższe? Gdzie ja jestem na tym rodzinnym drzewie?

Czy jest we mnie rodzinne podobieństwo do Abrahama? Człowieka, który kiedyś się załamał, nie widział sensu swojego życia, czuł, że jest ono bezowocne? Czy miałem kiedyś wiarę dzięki której podjąłem ryzyko? Może bliżej mi do Izaaka, którego imię znaczy „śmiech”? Czy jestem, byłem czasem tym dzieckiem szczęścia, wiedząc, że moje życie jest cudem? Że mogłoby mnie nie być na tym świecie, ale jestem… A co z Jakubem? Czy też jestem spryciarzem, który łatwo zjednuje sobie ludzi? Czy widzę w sobie tę zaradność i konsekwencję w dążeniu do celu, które dał mi Bóg? Czy zdarzyło mi się bezmyślnie zranić kogoś bliskiego, bo byłem egoistą? Czy pojawiła się u mnie bratersko-siostrzana nienawiść? A może przytłaczają cię dziś problemy, które nie pozwalają ci spać, a twoja poduszka staję się twarda jak kamień pod głową Jakuba? Czy widzę, że mój krzyż może być drabiną do Nieba? Pamiętamy o Józefie Egipskim. Poczułeś się może sprzedany przez najbliższych, niszczony pasmem nieszczęść, które wydają się nie mieć końca? A może jesteś człowiekiem, który jak Józef odbił się od dna? Czy i ciebie Pan Bóg nie zaprasza czasem do heroicznego aktu przebaczenia, który odmieni życie wszystkich? 

A może osądzasz innych jak Dawid, kiedy to w rzeczywistości ty jesteś tym człowiekiem, który ma na sumieniu ciężkie grzechy? Może tak jak on rozbiłeś inną rodzinę… Salomon prosił Boga przede wszystkim o mądrość w odróżnianiu tego co złe i dobre. Może widzisz, że dziś właśnie tego potrzebujesz, bo każda decyzja rodzi strach i brak poczucia bezpieczeństwa. Może Pan Bóg już dał ci ten dar. Czy masz w sobie miłość Rut? Ona pokochała teściową i obcych ludzi. Może w swojej wierze czujesz się obcym i przybyszem, jak ona, dopiero niedawno przybliżyłeś się do Boga i Kościoła, i czujesz się kimś gorszym. Może bliski ci jest któryś ze złych królów Izraela, którzy zwalczali wiarę w Boga, ignorowali Go, zabijali swoje dzieci, aby wygodnie żyć? Może żałujesz tego, co robiłeś jako zwolennik partii komunistycznej? Może jak Adama i Ewa jesteś oszukany przez demona? Przez lata uważałeś, że wszystko jest dobrze, że jesteś dobrym człowiekiem, a teraz ci przykro, bo twoje dzieci odwróciły się od ciebie i nie możesz wyjść z poczucia winy. 

Widzisz siebie w Janie Chrzcicielu, tym biedaczku, któremu Bóg otworzył uszy. Może nie masz wiele i na codzień niewielu cię zauważa i docenia, ale znajdujesz swoje szczęście we wsłuchiwaniu się w Boży głos? Może jesteś budowniczym jak Zorobabel, masz ten dar, żeby dostrzec i zadbać o potrzeby innych, może potrafisz innych przyprowadzić do świątyni. Eliasz był bardzo podobny do Jezusa… może jesteś człowiekiem kojarzonym z Kościołem; nazywają cię głęboko wierzącym i pobożnym, a nikt nie wie, że czasem toczysz trudną duchową walkę. Może trzeba było szybko dojrzeć w życiu, jak Estera i przejąć odpowiedzialność za losy rodziny. Może też wyznałeś albo musisz wyznać komuś trudną prawdę o sobie, Estera wie, że to niełatwe zadanie. Może masz już dość nieudanych małżeństw jak Tamar. Dwa razy została wdową i miała już dość życia „po Bożemu”. Zmęczyła się swoją religią, Bogiem i przykazaniami. Może też tak masz i nie wiesz, co z tym zrobić. Może czujesz się gorsza jako kobieta i potrzebujesz Judyty, aby odzyskać wiarę w siebie? Może jesteś mężczyzną, który dzięki Judycie, zacznie wsłuchiwać się w głos żony i odkrywać jej potrzeby? Może Rachab zainspiruje cię do gościnności, albo do zerwania pępowiny łączącej cię z grzechem? Od dziś, 17 grudnia, rozpoczyna się nowenna przed Bożym Narodzeniem. Codziennie na Eucharystii usłyszymy inne modlitwy, przypisane do tych kolejnych dni grudnia. Poznamy bliżej kolejne osoby z rodziny Jezusa, zwłaszcza z tej najbliższej. Będzie o Józefie, Maryi, Elżbiecie, biblijnych pramatkach Izraela i o Zachariaszu, a ostatniego dnia rorat zapłonie siedmioramienny świecznik, ogłaszający przyjście Jezusa, który jest światłem, oświetlającym nasze życie.

czwartek, 16 grudnia 2021

Sznur Rachab - III tydzień Adwentu, czwartek

 

Czwartek: przygotować drogę Izraelowi, który powraca, i Chrystusowi, który nadchodzi.

Iz 54, 1-10: Pan cię wezwał jak niewiastę porzuconą.

Łk 7, 24-30: Jan posłańcem przygotowującym drogę Panu.


„Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu wezwał cię Pan”. (…) Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą”. Pan ma litość nad tobą i nade mną… ma miłość w swoim łonie dla ciebie i dla mnie. Wezwał nas jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu. Bo wszystko na tym świecie może się zmienić, ale miłość Boża nigdy nie oddali się od nas. Bóg przychodzi do nas w Adwencie ze swoim planem, chce, planuje doprowadzić nas do wiecznego szczęścia. Zaprasza nas do bliskości ze sobą. Tym, co przeszkadza w realizacji tego planu są nasze grzechy, nasza niewierność w miłości do Boga. Dzisiejsza Ewangelia mówi, że „Faryzeusze (…) i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od [Jana]”. Nie podjęli drogi nawrócenia, zawrócenia ze złej ścieżki, na dobrą drogę. Dobrą drogą w Adwencie jest droga do Betlejem, odkrywanie tajemnicy Boga, który stał się jednym z nas i przyszedł na świat w ludzkiej rodzinie. Pójście za Bożym planem, może całkowicie odmienić nasze życie.

To właśnie spotkało kolejną bohaterkę z rodowodu Jezusa. Chodzi o nierządnicę Rachab. Mieszkała ona w mieście Jerycho, położonego tuż za rzeką Jordan, w okolicach Morza Martwego. Poznajemy ją czytając Księgę Jozuego. Żydzi uciekli z niewoli egipskiej, spędzili 40 lat na pustyni, aż wreszcie pod wodzą Jozuego przeszli przez Jordan wchodząc do Ziemi Obiecanej. Pierwszą przeszkodą do pokonania, aby mogli zamieszkać w tej ziemi, było właśnie Jerycho. 

Jerycho nie kojarzy się Żydom dobrze. Nazwa może oznaczyć „księżyc”, a to kojarzy się z nocą, z niebezpieczeństwem. Człowiek z przypowieści Jezusa o miłosiernym Samarytaninie, został właśnie ciężko pobity przez zbójców, kiedy był na drodze prowadzącej z Jerozolimy do Jerycha. Jerycho było dawniej trudne do zdobycia, ponieważ miało wysokie i grube mury miejskie. Zdobycie Jerycha było zatem niełatwym wyzwaniem, lecz koniecznym, żeby zamieszkać w Ziemi Obiecanej. Naszą „ziemią obiecaną” jest Niebo, życie wieczne. I czasem pojawia się w naszym życiu jakaś przeszkoda, jakieś Jerycho, wyzwanie do pokonania, abyśmy mogli w tym Niebie się znaleźć. Co dla ciebie jest taką przeszkodą na drodze do Nieba? Co dziś wydaje się tobie taką niemożliwą do pokonania twierdzą, która oddziela cię od Boga i Jego łaski? 

Jozue, przywódca Izraelitów wiedział, że o własnych siłach Jerycha nie zdobędzie. Jego lud od 40 lat przebywał z dala od cywilizacji na pustyni. Jak zobaczyli miasto i to tak potężne, to patrzyli jak wół na malowane wrota. Jozue potrzebował wsłuchać się w głos Boga, aby dowiedzieć się jaki jest Boży plan na to wszystko. Wysłał dwóch zwiadowców, którzy cichaczem weszli do Jerycha. Pozwiedzali, popatrzyli i znaleźli schronienie na noc w domu nierządnicy Rachab. Wiemy, że miała ona rodziców i rodzeństwo oraz, że ciężko pracowała na swoje utrzymanie, zajmując się produkcją lnianych tkanin, barwionych purpurą. Prawdopodobnie bieda zmusiła ją do prostytucji. W końcu spotkała dwóch mężczyzn, którzy zobaczyli w niej nie przedmiot zaspokojenia, ale osobę, o dobrym sercu, która może im pomóc. Dom Rachab znajdował się w środku muru miejskiego i miał okna wychodzące poza miasto. O szpiegach dowiedział się władca Jerycha. „Posłał więc król Jerycha do Rachab rozkaz: «Wydaj tych ludzi, którzy przyszli do ciebie i weszli do domu twego, bo przybyli oni w celu obejrzenia całego kraju». Lecz kobieta wzięła tych dwu mężczyzn i ukryła ich. «Rzeczywiście, odrzekła, przybyli do mnie ci ludzie, ale nie wiedziałam, skąd byli. Gdy jednak miano zamknąć bramy miasta o zmierzchu, oni wyszli i nie wiem, dokąd się udali. Pospieszcie za nimi jak najrychlej, a dościgniecie ich». Sama zaś zaprowadziła ich na dach i ukryła pod łodygami lnu, które tu rozłożyła” (Joz 2, 3-6). Rachab zdradziła zwiadowcom, że król i mieszkańcy Jerycha boją się Żydów, ponieważ słyszeli o cudownym przejściu przez Morze Czerwone. Sama wyznała, że ich Bóg jest Bogiem prawdziwym i poprosiła, aby ona i jej rodzina, byli ocaleni, kiedy Izraelici zdobędą miasto. Zwiadowcy obiecali Rachab, że ktokolwiek schroni się w jej czterech ścianach, nie zginie podczas bitwy o Jerycho. Ci zwiadowcy byli dla ciężko doświadczonej przez życie Rachab, jak aniołowie, przybywający z dobrą nowiną. Rachab przywiązała u okna sznur i po nim spuściła zwiadowców, którzy tak odeszli z Jerycha do swojego obozu. Na koniec polecili jej, aby oznaczyła swój dom wywieszając przez okno purpurowy sznur. To miał być znak dla atakujących, aby ominęli dom Rachab. 

Pan Bóg pouczył Jozuego jak ma zdobyć Jerycho. Polecił mu krążyć z wojskiem wokół murów miasta przez siedem dni i na koniec wznieść gromki okrzyk, a mury miasta runą. Tak też się stało. Jozue spełnił z wiarą Boże polecenie, Boży plan, a stał się cud. Trudna przeszkoda upadła. Żydzi zdobyli miasto. Z muru przetrwał tylko dom, oznaczony purpurowym sznurem, gdzie Rachab zgromadziła swoich rodziców, braci i siostry. Poślubiła Szalmona, który według tradycji był jednym ze zwiadowców, których uratowała. Stała się matką Booza, mężczyzny o dobrym sercu, który w Betlejem poślubił Rut. Słowo „sznur”, który wywiesiła Rachab, brzmi po hebrajsku „chebhel”. Ten hebrajski wyraz może jeszcze oznaczać „pępowinę”, ten życiodajny sznur, przez który matka dostarcza dziecku tego, co niezbędne do życia i rozwoju. Wywieszając ten sznur poza mury miasta, w symboliczny sposób Rachab odcięła swoją „pępowinę”, łączącą ją dotąd z tym miejscem, z grzesznym stylem życia. Skierowała sznur w stronę Narodu Wybranego, jakby z pragnieniem, aby odtąd czerpać życie od Jedynego Boga i być włączoną w Bożą rodzinę.  O Rachab, mimo jej grzesznego zawodu, można powiedzieć, że jest biblijną figurą, symbolem Dziewicy Maryi. Maryja, aby nas ratować, dała nam swój zbawienny sznur; różaniec, który może stać się taką naszą pępowiną, przez którą będziemy łączyć się z Bogiem na modlitwie. Ci których Maryja gromadzi przy sobie na modlitwie, są jak ci, zgromadzeni przez Rachab - ocaleją w obliczu zagłady, unikną śmierci, wchodząc do naszej Ziemi Obiecanej, do domu Bożego w Niebie. 

Maryjo, zgromadź nas przy sobie na modlitwie, spraw byśmy uchwycili się Twojego modlitewnego sznura, chroń swoje dzieci, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.


środa, 15 grudnia 2021

Judyta - bo Bóg przychodzi przez kobietę, III tydzień Adwentu, środa

 

Środa: Jan stawia sobie pytania na temat nadejścia Chrystusa.

Iz 45, 6-8. 18. 21-25: niebiosa, spuście Sprawiedliwego. 

Łk 7, 18b-23: opowiedzcie Janowi to, co widzieliście i słyszeliście

Jan Chrzciciel jest prorokiem Adwentu. Całe jego życie było oczekiwaniem na przyjście, na „adwent” Chrystusa. Nazywamy go „poprzednikiem Pańskim”, gdyż nie tylko słowami, ale wydarzeniami  ze swojego życia przepowiadał los Mesjasza. Urodził się z niepłodnej Elżbiety za sprawą Bożej interwencji, podobnie jak Jezus z Maryi, która jako dziewica nie powinna być matką. Zamieszkał na pustyni, co uczynił potem Chrystus na 40 dni i nocy. Udzielał chrztu nad Jordanem, tam również poszedł Jezus. Głosił słowo Boże i gromadził uczniów - Jezus robił później to samo. 

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy o sytuacji, kiedy Jan Chrzciciel jest w więzieniu, z powodu złości Herodiady. Jako „poprzednik Pański” mógł się wtedy zastanawiać, czy i Jezus trafi kiedyś do więzienia? Czy tak jak ja, Mesjasz będzie kiedyś skazańcem? Dlatego Jan wysyła do Jezusa posłańców z tym pytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. 

Dlaczego uwięziony Jan chce się upewnić, że Jezus jest prawdziwym Mesjaszem? Przecież widział cud - zobaczył Ducha Świętego, który jak gołębica zstąpił na Jezusa podczas zanurzenia w Jordanie. Był pewien, że to jest właśnie Zbawiciel, że musi się już usunąć i odesłać swoich uczniów do Jezusa; pokazał im na Jezusa i powiedział „Oto Baranek Boży!” i uczniowie Jana poszli wtedy za Mesjaszem. 

Jan trafił do więzienia za głoszenie Bożego prawa, mówiąc Herodowi Antypasowi, synowi zmarłego Heroda Wielkiego, że ten nie może żyć z Herodiadą, żoną swego brata. Herodiada wściekła się za to, czekając z zemstą na odpowiedni moment. A Herod złożył na swojej urodzinowej imprezie lekkomyślną przysięgę jej córce Salome. Urzeczony jej tańcem, obiecał jej gwiazdkę z nieba, a wtedy dziewczyna za radą matki poprosiła o głowę Jana na półmisku, jak gdyby miał być kolejnym daniem na tym wyuzdanym przyjęciu.

Uwięziony Jan mógł być w kryzysie, nękany wątpliwościami: czy ten, któremu oddałem całe swoje życie, uczniów, czas i energię, ma też zostać więźniem? Robiłem to wszystko dla kogoś, kogo zamkną? Czy Bóg wymyślił Mesjasza, który będzie tak jak ja, związany i skazany? Dlatego Jan wysłał ludzi z tym pytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Następną rzeczą, którą Jan zobaczył w więzieniu był katowski miecz. Mógł wtedy pomysleć: czy i Zbawiciel ma być zabity z powodu kaprysu ludzi władzy? Trudno jest stanąć po stronie kogoś, kto zdaje się być życiowo przegrany; łatwo po stronie kogoś, kto pnie się w górę i dobrze prosperuje. Widok kogoś, kto idzie na dno budzi lęk, że i nas pociągnie za sobą. Widok człowieka sukcesu, daje nadzieję na przyszłość. 

Jezus jest Zbawicielem, który przychodzi dziś i z krzyża mówi do ciebie i do mnie: Stając po Mojej stronie, żyjąc Moim słowem, nie zawsze będziesz doceniony i zrozumiany, może się zdarzyć, że zostaniesz wykorzystany i oszukany, może w niektórych sprawach przegrasz, jednak prędzej czy później zobaczysz oczyma wiary, że osiągnąłeś coś bezcennego, coś, czego nie mógłbyś zdobyć własnymi siłami.

Dzisiejsza bohaterka biblijna i jakże by inaczej, daleka krewna Jezusa to Judyta. Opowiada o niej niewielka Księga Judyty. Była kobietą piękną, z silną osobowością, odważniejszą od wszystkich mężczyzn ze swego miasta, miała zdolności przywódcze. Tymi cechami służyła dobru innych ludzi, w przeciwieństwie do Herodiady, która wykorzystała swoją siłę do egoistycznych celów. Lecz obie, jak się okaże, miały tę samą metodę na unieszkodliwianie swoich wrogów. Judyta mieszkała w Betulii, mieście żydowskim, które stanęło w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Biblia mówi, że na niewielką Betulię z wielkiej Niniwy ruszyła armia asyryjskiego króla Nabuchodonozora, której dowodził mężczyzna o imieniu Holofernes. Historyk słysząc to popukałby się w głowę, bo nic tu się nie zgadza. Nabuchodonozor ani nie miał stolicy w Niniwie, ani nie był królem Asyrii, tylko Babilonii i siedział na tronie w mieście o nazwie Babilon. Opowiadanie biblijne nie jest jednak przekłamane, ale używa nazw największych wrogów Izraela, aby w ten symboliczny sposób pokazać, że większego zagrożenia nie było jeszcze w historii. 

Betulia była oblężona i terror zapanował pośród jej mieszkańców. W odciętej od świata miejscowości wkrótce zaczęło brakować jedzenia i picia. Studnie wyschły i mieszkańcy Betulii byli zrozpaczeni. Mdleli z braku sił. W końcu poszli do naczelników miasta z pretensjami, że nie zawarto z wrogiem jakiegoś pokojowego porozumienia i że w tej sytuacji należy się poddać i zgodzić się na bycie niewolnikami. Ozjasz, jeden z przywódców Betulii powiedział wtedy: „Bądźcie mężni, bracia! Przetrwamy jeszcze pięć dni. W tych dniach Pan i Bóg nasz okaże nam miłosierdzie swoje, On bowiem nie opuści nas do końca. Jeżeli dni owe miną i nie przyjdzie nam pomoc, uczynię stosownie do waszego życzenia”. Ozjasz dał Panu Bogu pięć dni na to, aby coś zrobił, a kiedy ten czas minie, to ogłosi kapitulację i wpuści wroga do miasta. Jak wytrawny polityk, zamiast wziąć odpowiedzialność za ludzi i podjąć męską decyzję, zrzuca odpowiedzialność na Boga, wyznaczając Mu jeszcze termin pięciu dni roboczych. Śp. Danuta Rinn mogłaby tam jechać z koncertem i zaśpiewać o orłach, sokołach i herosach. Pan Bóg jednak przyszedł mieszkańcom Betulii z pomocą. Przyszedł przez Judytę. 

W Adwencie Bóg przychodzi do nas przez kobietę. Właśnie ten sposób szczególnie wybiera. Przecież to kobieta, Maryja, dała światu Jezusa. Jeśli jesteś kobietą, która kocha Boga, to tegoroczny Adwent przypomina ci, że Bóg przychodzi do ludzi przez ciebie, za twoim pośrednictwem. W świecie zdominowanym przez mężczyzn często potrzeba tego kobiecego głosu, który ratuje z trudnej sytuacji. Co byłoby, gdyby Maryja nie powiedziała „tak” na głos anioła? Kto zauważyłby w porę brak wina w Kanie Galilejskiej i powiedziałby „Czyńcie wszystko cokolwiek wam powie”? Kto uczyłby dzieci modlitwy, gdyby nie ty? 

Judyta była wdową od ponad trzech lat, jej mąż zmarł z powodu udaru, ciągle nosiła żałobny strój, przeżywała stratę, dużo pościła. Po mężu miała wielki majątek i niczego jej nie brakowało. Kochała Boga. Na dachu swojego domu postawiła sobie namiot, jako zaciszne miejsce modlitwy. Kiedy usłyszała o decyzji przywódców miasta, wygłosiła im ostre kazanie: „Kim wy właściwie jesteście, żeście wystawiali na próbę w dniu dzisiejszym Boga i postawili siebie ponad Boga między synami ludzkimi? (…) nie wymuszajcie zarządzeń od Pana Boga naszego, ponieważ nie można uzyskać nic od Boga pogróżkami jak od człowieka ani Nim rozporządzić jak synem ludzkim” (Jdt 8, 12.16) . Przypomniała ludziom jakie cuda Bóg robił dla Abrahama, Izaaka i Jakuba, po czym powiedziała, że ma plan, ale mają nie pytać, tylko wypuścić ją w nocy przez bramę. Wszyscy pokornie pokiwali głowami. 

Judyta zdjęła stare ciuchy, ubrała kreację, biżuterię, wypachniła się i uszykowana zakradła się nocą do namiotu wrogiego dowódcy, Holofernesa. Ten oniemiał na jej widok, a sprytna Judyta obrzuciła go jeszcze komplementami i całkowicie zauroczyła. „A Holofernes zachwycał się nią i pił bardzo wiele wina, tyle, ile w jednym dniu nigdy nie wypił, odkąd się urodził” (Jdt 12, 20). Holofernes zasnął i wtedy Judyta, po krótkiej modlitwie oczywiście, odcięła mu mieczem głowę. (Jeśli wasze żony będą zachęcać do picia wina i jeszcze polewać, to Szczęść Boże, panowie). Odciętą głowę zabrała ukradkiem do Betulii i kiedy wywieszono ją na murach, armia nieprzyjacielska wpadła w popłoch. To zachęciło Żydów do otwartej walki, która przyniosła zwycięstwo. Wtedy, mówi Biblia, wołano do Judyty słowami, które wiele lat później usłyszy Maryja: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Maryja przypomina Judytę. To ona jest tą, która miażdży głowę węża, złego ducha, przyjmując z wiarą Bożą wolę. Dlatego śpiewamy o niej w Godzinkach: „O mężna białogłowo, Judyt wojująca, od niewoli okrutnej lud swój ratująca”. W Adwencie i nie tylko, warto wsłuchiwać się w głos kobiety, kochającej Boga. On przynosi nam zbawienie. 

wtorek, 14 grudnia 2021

Tamar broni swych praw - III tydzień Adwentu, wtorek

 

Wtorek: uznać się za pokornego i grzesznego, aby odkryć nadejście Królestwa.

So 3, 1-2. 9-13: mesjańskie zbawienie zostało obiecane wszystkim ludziom pokornym, grzesznym.

Mt 21, 28-32: przyszedł Jan, ale mu nie uwierzyli.


Pan Bóg przychodzi do nas niespodziewanie. Wybiera czasem osoby i sytuacje, które nie wydają nam się święte, dobre ani odpowiednie. Bóg potrafi z każdej sytuacji wyprowadzić dobro. Każdy człowiek może być Jego pomocnikiem w dziele zbawienia świata. W Niebie możemy się zadziwić, jacy ludzie zaufali ostatecznie Bogu i cieszą się wiecznością. Pan Jezus mówi dzisiaj do nas: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice”. Ten, kto posłucha Boga, znajdzie się wśród Bożych przyjaciół, niezależnie od tego jak wyglądało wcześniej jego życie. Nawrócenie jest dostępne dla wszystkich. Po hebrajsku na nawrócenie i pokutę mówi się „teszuwa”. Słowo to oznacza „zmianę kierunku”, „zawracanie” i „powrót”. To tak jakby zatrzymać się nagle i pójść w drugą stronę. Prawda, że czujemy się głupio, kiedy idziemy na miasto, już wchodzimy do mięsnego i nagle zatrzymujemy się i wracamy, bo zapomnieliśmy portfela? Nawrócenie też może wyglądać dziwnie, kiedy rzeczywiście zaczynamy robić coś odwrotnego niż do tej pory.

    Pójście w kierunku Boga często w oczach świata jest czymś niezrozumiałym, prowokuje do stawiania pytań, przypomina o istnieniu życia wiecznego. Wszyscy normalni ludzie teraz śpią, a ty bierzesz świeczkę i idziesz po ciemku i w mrozie do kościoła. Co ją tam ciągnie? - ktoś to zobaczy i się zastanowi. Facet idzie w tygodniu do kościoła? Chory czy co? Jakbyś się zrywała w nocy, żeby pracować i zarabiać pieniądze to wszyscy by to rozumieli i chwalili. Jakbyś leciał, bo jest promocja w sklepie to też w porządku. Ale co oni mają z tych rorat? I jeszcze wracają z nich zadowoleni… a ja ciągle w stresie. Kiedy ktoś patrzy na ciebie i się zastanawia, to znaczy, że go ewangelizujesz, że w jego głowie powstają myśli, które dla Pana Boga są drogą do jego serca. Pan Jezus mówi do nas dzisiaj: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16).

Nawracanie się, zawracanie w kierunku Boga, słuchanie Jego słowa to także nasze ocalenie. Choć dla innych może wyglądać to na szaleństwo, to jest droga do życia wiecznego. Dzisiaj śpiewaliśmy razem z Panem organistą bardzo ciekawy Psalm 34. „Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał, i uwolnił od wszelkiego ucisku”. Pismo Święte mówi, że ten psalm napisał król Dawid jako dziękczynienie za to, że udało mu się uciec z miasta o nazwie Gat. W czasie kiedy Dawid nie był jeszcze królem Izraela, musiał uciekać przed urzędującym królem Saulem, ponieważ ten, obawiając się konkurencji, chciał zabić Dawida. Dawid przyszedł wtedy do Gat, myśląc, że jest incognito, że nikt go nie rozpozna. Przeraził się kiedy ludzie go rozpoznali i donieśli o tym władcy miasta, który też był wrogiem Dawida. 

Dawid, żeby ocalić życie, zaczął robić rzeczy niesłychane: udawał szaleńca, walił rękami w bramę i pozwalał ślinie spływać po brodzie. I udało mu się. Władca Gat zdenerwował się na swoje sługi, mówiąc: „Widzicie człowieka szalonego. Po co sprowadziliście mi go tutaj? Czy brakuje mi szaleńców, że sprowadziliście jeszcze tego, by szalał przede mną?”. Dawid udając szalonego uratował się i napisał ten dzisiejszy psalm. Wiara nie jest szaleństwem, ale czasami tak może wyglądać. Czasami w wierze robimy rzeczy niesłychane, odchodzimy w pewien sposób od naszych zmysłów, padamy na kolana przed kawałkiem białego chleba, widząc w nim Jezusa, przytulamy krzyż, który jest znakiem haniebnej śmierci. To, co wygląda na szaleństwo, jest w rzeczywistości naszym ocaleniem, ratunkiem od śmierci wiecznej,  naszym zbawieniem.

Dzisiejsza postać, o której usłyszymy w tym tygodniu w rodowodzie Jezusa, to kobieta o imieniu Tamar. „Tamar” to po hebrajsku „palma daktylowa”. „Piękna jak palma” to najlepszy komplement dla starożytnej kobiety żydowskiej. Wysoka, smukła, silna i przynosząca słodkie owoce palma to symbol piękna. Tamar też była trochę szalona, do tego stopnia, że przebrała się za nierządnicę, za prostytutkę, aby uwieść swojego teścia, Judę. Jak do tego doszło? 

Juda był synem Jakuba, miał jedenastu braci, w tym Józefa Egipskiego. Tuż po sprzedaniu do niewoli swojego brata Józefa, Juda opuścił swoich braci i ożenił się. Miał dwóch synów o imionach Er i Onan. Tamar została żoną Era, ale Er umarł szybko i nie mieli dzieci. Wówczas, zgodnie z prawem lewiratu, Onan powinien ożenić się z wdową po bracie. Prawo Boże tak nakazywało: jeśli twój brat ożenił się i zmarł nie pozostawiwszy dzieci, musisz ożenić się z wdową po bracie, aby ją ratować z trudnej sytuacji. Potomstwo z tego związku będzie tak traktowane, jakby było potomstwem zmarłego. Był to taki wyraz bezinteresownej miłości do zmarłego brata, aby uczcić pamięć o nim. Prawo Boże troszczyło się w ten sposób także o dobro kobiet, które jako samotne wdowy byłyby w ciężkiej sytuacji materialnej. Jednak Onan wiedząc, że potomstwo przez niego spłodzone nie będzie uznane za jego, lecz brata, unikał zapłodnienia podczas współżycia z Tamar. Wkrótce Onan zmarł. A jego imię dało nazwę grzechowi, związanemu z nieodpowiednim korzystaniem z daru seksualności. Juda obiecał Tamar, że poślubi ją trzeci syn, kiedy dorośnie. Nie dotrzymał jednak słowa. Tamar postanowiła zatem użyć podstępu

Pewnego dnia zmarła żona Judy, a on zamiast odbywać obowiązkową, siedmiodniową żałobę (tzw. sziwę, podczas której trzeba siedzieć w domu i przyjmować kondolencje) wybrał się w podróż. Przy drodze czekała na niego Tamar, z zasłoniętą twarzą, przebrana za prostytutkę. Juda zaczął jej pożądać i cudzołożył z nią „na kredyt” dając w zastaw swój starożytny dowód osobisty, czyli sygnet, laskę i sznur. Kiedy potem chciał uregulować opłatę, okazało się, że tajemnicza nierządnica zniknęła. Po około trzech miesiącach doniesiono Judzie, że jego synowa Tamar jest w ciąży. Juda oburzony tym, że kobieta poczęła nie będąc w małżeństwie, kazał ją spalić. Wtedy Tamar posłała mu jego sygnet, sznur i laskę informując, że należą do mężczyzny, z którym współżyła. Juda rozpoznawszy swoje rzeczy zawstydził się i rzekł: „Ona jest sprawiedliwsza ode mnie, bo przecież nie chciałem jej dać Szeli, mojemu synowi”. Cofnął swój wyrok i nie zbliżał się już do niej. Tamar urodziła bliźnięta: Faresa i Zarę. 

Tacy byli przodkowie Jezusa. Juda, który nie przeżył żałoby po żonie i uległ pożądaniu. Onan, o którym już lepiej nie mówić. Tamar, broniąca praw kobiet w sposób przekraczający granice przyzwoitości. Oto rodzina Chrystusa. My także jesteśmy Jego rodziną. Czy ci wszyscy ludzie nie są do nas podobni? Czy na pewno żyjemy w zupełnie innych czasach?

poniedziałek, 13 grudnia 2021

Prawdziwa Estera - III tydzień Adwentu, poniedziałek

 

Poniedziałek: w posłannictwie Jana i Chrystusa dostrzec dzieło pochodzące z wysoka.

Lb 24, 2-7. 15-17: pouczenie Balaama: wzejdzie Gwiazda z Jakuba.

Mt 21, 23-27: skąd pochodził chrzest Janowy: od Boga czy od ludzi?


Bóg przychodzi do nas w prawdzie. Jezus powiedział o sobie, że jest „drogą, prawdą i życiem” (J 14, 6). Pan Bóg nie zna kłamstwa, jest prawdomówny. To zły duch jest nazywany kłamcą: „Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8, 44). Każde kłamstwo, oszustwo oddala nas od Boga, zamyka nas na Jego działanie. Odkrywanie prawdy o sobie, stawanie po stronie prawdy to postawy, które otwierają nas na obecność Boga w naszym życiu. Bóg przychodzi do nas przez rzeczywistość, przez rzeczywisty świat. Przeszkodą dla Niego jest, kiedy żyjemy w oderwaniu od naszej rzeczywistości, w fantazjach i wyobrażeniach na swój temat, kiedy nie chcemy poznawać i słuchać prawdy, bo jest nam to nie na rękę. 

W dzisiejszej Ewangelii Jezus zadaje swoim przeciwnikom pytanie o to, czy chrzest janowy, czyli misja, powołanie Jana Chrzciciela, pochodzi z nieba, czy powołał go do tego Bóg; czy  też pochodzi od ludzi, tzn. jest wymysłem ludzkim, czymś co Jan Chrzciciel sam sobie wymyślił. Jezus pyta: jaka jest prawda? Ewangelia mówi: „Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: „z nieba”, to nam zarzuci: „Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?” A jeśli powiemy: „od ludzi”, to boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy»”. Arcykapłani i starsi ludu odpowiadając Jezusowi, nie zastanawiali się nad tym jak faktycznie jest, jaka jest prawda - Bóg natchnął Jana, czy nie, to ich nie interesuje. Udzielają odpowiedzi takiej, żeby uniknąć konsekwencji, żeby ochronić siebie. I w ten sposób odcinają się od Boga. Jezus kończy z nimi rozmowę: „Zatem i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię”. Życie w kłamstwie poważnie utrudnia nam kontakt z Bogiem; nie usłyszymy odpowiedzi na nasze pytania. Życie w prawdzie może nie wydawać się łatwe: mówiąc, co naprawdę myślę mogę się narazić na nieprzyjemności; ktoś może się ode mnie odwrócić jak przyznam się do wiary w to, co mówi Biblia i Kościół. Dla spokoju często zakładamy maski, udając kogoś innego, unikając odpowiedzi, zmieniając temat. Albo wchodząc między wrony zaczynam krakać tak jak one. Takie „mijanie się z prawdą”, czyli po prostu kłamanie, nie przynosi jednak prawdziwego spokoju. Nie daje prawdziwego szczęścia, tylko chwilową ulgę, że udało nam się jakoś wybrnąć. Prawda to Jezus, prawda daje życie wieczne.

Czas pandemii oswoił nas z widokiem ludzi chodzących w maseczkach. Tylko czy dopiero wirus sprawił, że ukrywamy nasze prawdziwe „ja”? Strach przed prawdą już nieraz zmuszał nas do zakrywania naszych prawdziwych opinii czy uczuć. Maseczki na czas pandemii są dobre, maski noszone na duszy i sercu, z powodu obawy przed prawdą, takie dobre już nie są. Tu jest dla chrześcijanina prawdziwy problem! Z maską na swojej duszy i sercu chrześcijanin powinien walczyć.

O kolejnej postaci biblijnej, która według żydowskich legend, jak Pan Jezus, jest daleką krewną króla Dawida, możemy sobie zawsze wspomnieć na widok wianków zrobionych z mirtu. Używa się ich przy I Komunii, ślubach, prymicjach i jubileuszach kapłańskich. „Mirt” to po hebrajsku Hadassa. Tak brzmi hebrajskie imię perskiej królowej Estery. Jej historię opowiada niewielka Księga Estery z Biblii. Hadassa czyli Estera była malutką dziewczynką, kiedy straciła rodziców. Zaopiekował się nią wujek Mardocheusz. Nie mieszkała w Ziemi Świętej, lecz na wygnaniu w Persji, która pokonała Babilonię. Dzięki swojej niezwykłej urodzie została wybrana przez króla Aswerusa i stała się jego żoną na miejsce Waszti, na którą król się obraził. Estera ukrywała jednak swoje żydowskie pochodzenie i wiarę. Dla Żydów ważne są Boże przykazania, pierwsze mówi: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Z tego powodu Estera i jej wujek Mardocheusz zaczęli mieć kłopoty

Pewnego dnia król obdarzył wielką godnością swojego sługę Hamana, uczynił go wezyrem, najwyższym urzędnikiem swojego państwa. Wszyscy widząc Hamana na ulicy padali przed nim na twarz i oddawali pokłony. Wszyscy poza Mardocheuszem, któremu wiara zabraniała oddawania czci komukolwiek poza Jedynym Bogiem. „Słuchaj Izraelu, Pan jest Jedyny…”. Haman widział, że Mardocheusz nie oddaje mu hołdu. Zapałał wielką nienawiścią i postanowił zabić nie tylko Mordechaja ale i wszystkich Żydów mieszkających w Persji. Powiedział królowi, że Żydzi nie przestrzegają królewskich praw, dlatego trzeba ich pozabijać a majątki skonfiskować, dzięki czemu skarb państwa się wzbogaci. Aby zachęcić króla, Haman obiecał jeszcze wpłacić do skarbca zawrotną sumę dziesięciu tysięcy talentów srebra. Znamy tę liczbę z przypowieści Jezusa o dłużniku, któremu pan darował wielki dług… Kiedy wieść o spisku się rozeszła, wszyscy Żydzi, począwszy od Mardocheusza, ubrali się w wory pokutne, posypując się popiołem i rozpaczając. Mardocheusz poprosił wtedy Esterę, aby poszła do króla, przyznała się do swojego pochodzenia i błagała o łaskę ocalenia dla swojego ludu. Estera bała się, bo zgodnie z surowym prawem, każdy kto nieproszony przychodzi do króla może być ukarany śmiercią. Wtedy usłyszała trudne słowa od swojego wujka:  „Nie myśl sobie w sercu, że uratujesz się w domu króla, jedyna ze wszystkich Żydów, bo jeśli ty zachowasz milczenie w tym czasie, uwolnienie i ratunek dla Żydów przyjdzie z innego miejsca, a ty i dom ojca twojego zginiecie. A kto wie, czy nie ze względu na tę właśnie chwilę dostąpiłaś godności królowej?” (Est 4, 13-14). Dla Estery skończył się czas beztroski, musiała szybko dojrzeć, aby wyznać królowi prawdę, że jest Żydówką i ocalić swój naród. Znalazła w sobie odwagę, odpowiedziała wujkowi: „Idź, zgromadź wszystkich Żydów, którzy znajdują się w Suzie. Pośćcie za mnie, nie jedząc i nie pijąc trzy dni, nocą i dniem. Ja też i dziewczęta moje będziemy pościły podobnie. Potem pójdę do króla, choć to niezgodne z prawem, a jeśli zginę, to zginę” (Est 4, 16). Estera ubrała się w łachmany, obrzuciła się śmieciami, obsypała popiołem i gorliwie modliła się do Boga o uwolnienie od lęku. Estera zaryzykowała, wyznała królowi prawdę, poruszyła serce surowego władcy i ocaliła cały naród. Prawda wyzwala, ratuje od śmierci. 

Nie przez przypadek w jednej z pieśni wołamy do Maryi: „Wdzięczna Estero, o Panienko święta!”. Maryja przypomina Esterę, bo powiedziała Bogu „tak” na to, aby począł się w niej Jezus Chrystus, choć to dziewicze poczęcie niosło dla niej ryzyko bycia oskarżoną o cudzołóstwo i ukamienowaną. Maryja, podobnie jak Estera, ryzykowała swoim życiem, ale zgadzając się na Boży plan, rodząc Zbawiciela, uratowała całą ludzkość przed śmiercią. 

Maryjo, módl się za nami, aby Jezus Chrystus mógł w nas wzrastać. Aby nie przerażało nas żadne ryzyko utraty naszego życia, naszych planów i wizji na przyszłość. Daj nam zaufanie wobec Boga, że wszystko, do czego nas zaprasza, jest dla nas naprawdę dobre.