sobota, 27 lutego 2021

2 Ndz Wielkiego Postu B - Zapach bieli


„Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy «powstać z martwych»” (Mk 9, 10).


Przemienienie na górze jest obietnicą naszej przemiany. Jezus, który wyglądał zazwyczaj jak zwyczajny, żydowski mężczyzna, zajaśniał przed swoimi uczniami blaskiem Bóstwa. Pokazał, że jest w Nim coś więcej, coś nie z tego świata. Okazało się, że należy do Ojca. My, jako chrześcijanie, jesteśmy powołani do tego, aby objawiło się w nas coś nie z tego świata, dar dziecięctwa Bożego. W Wielkim Poście zmierzamy do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych w Wigilię Paschalną. To nasz cel - odnowienie w sobie godności dziecka Bożego, Bożego obrazu i podobieństwa. Wzór tego dziecięctwa objawia się w Jezusie Chrystusie, który pokazuje swoją jedność z tymi, którzy Go niszczą i nienawidzą, który nie stosuje przemocy, aby przed przemocą się obronić, który modli się z krzyża za swoich wrogów. To znaczy mieć w sobie podobieństwo do Boga - kochać bezinteresownie w gotowości do (s)tracenia siebie. 


Dziecięctwo Boże, Boży obraz i podobieństwo w człowieku, jest niezniszczalne. Ono przekracza i zwycięża śmierć. Uczniowie Jezusa zastanawiają się, co to znaczy „powstać z martwych”. Co znaczy przetrwać śmierć, doświadczyć ożywienia, życia pełnią życia? Jak uwierzyć w powołanie do stania się dzieckiem Bożym?


Szata Jezusa zajaśniała blaskiem szaty Bożego Syna. Tej bieli nie mógłby uzyskać żaden folusznik. Jego zadaniem było wybielenie wełny, między innymi za pomocą zgniłego moczu. Dom folusznika zawsze stał na uboczu - odór kosztownego wybielania był nie do zniesienia. Bóg daje nam białą szatę Bożego dziecka przez moc ofiary Jezusa. „Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy” (Ml 3, 2). Jego krew wybiela nasze grzechy. „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna” (Iz 1, 18). On daje się zabić „na uboczu” (por. Hbr 13, 12), na krzyżu, wchodzi w odór grzechu, aby człowiek zrozumiał i doświadczył, że jest dla Boga kimś ważnym, kimś kochanym.

„A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: «Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?» I powiedziałem do niego: «Panie, ty wiesz». I rzekł do mnie: «To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili»” (Ap 7, 13-14). 


niedziela, 14 lutego 2021

6 Ndz B - Pandemia trądu

        


            W dzisiejszej liturgii słyszymy o chorobie nazwanej trądem. Plaga ta nękała ludzkość przez wiele stuleci, w każdej części świata. Dziś jest to choroba uleczalna, ale kiedyś panicznie się jej bano. Chory umierał przeżywając nie raz wieloletnie, bolesne deformacje skóry, ból oczu, zapadającą się twarz. Trędowaty traktowany był jak zmarły, opuszczał małżonka, dzieci, zrywał kontakt z rodziną. Trędowatych izolowano, musili opuścić ludzkie osiedla i przebywać z innymi trędowatymi. Nawet Biblia zawiera kilka rozdziałów poświęconych tej chorobie - tak bardzo wielki wpływ miała ona na ludzkość. Pan Bóg mówi dziś słowami z biblijnej Księgi Kapłańskiej” „Trędowaty, dotknięty tą plagą, będzie miał rozerwane szaty, włosy nie uczesane, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.

Zarazić się trądem oznaczało dla człowieka w starożytności umrzeć za życia. Oprócz fizycznego cierpienia towarzyszyło choremu cierpienie duchowe - zerwane więzi z kochanymi osobami i brak możliwości modlitwy w synagodze czy Świątyni Jerozolimskiej. Często wiązało się to z załamaniem psychicznym, z poczuciem bycia odrzuconym, niekochanym i zapomnianym przez Boga i ludzi. Trąd dotknął tez kilku biblijnych bohaterów: Mojżesza i jego siostrę Miriam, Syryjczyka Naamana, Hioba i innych. 


W Ewangelii słyszymy dziś, że „pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić»”. Ten chory musiał być bardzo odważny, za złamanie kwarantanny mógł zostać zabity, bo stwarzał niebezpieczeństwo dla innych. Nie wiemy, co nim kierowało. Może czuł, że nie ma już nic do stracenia, że może woli dać się zabić niż dalej chorować. Być może miał już dość życia bez relacji z osobami które kochał. Szukając przemiany swojego życia, przyszedł do Jezusa. Dzisiaj to my jesteśmy przez Boga zaproszeni do tego, żeby utożsamić się z tym trędowatym. 

Może nasze doświadczenia z pandemią będą nam w tym dzisiaj pomocne. Nasza dusza jest chora na trąd. Jesteśmy skazani na śmierć, nie będziemy na tym świecie na zawsze. Śmiertelność związana z pandemią pomaga nam sobie to uświadomić. Jeśli szczerze dziś popatrzymy na siebie to zobaczymy, że choć chcemy być ludźmi dobrymi i kochającymi i pomocnymi, to widzimy, że nieraz robimy rzeczy temu przeciwne. Często dbamy tylko o siebie, jak trędowaci odcinając się od innych, zaniedbując nasze relacje, skupiając się tylko na swoich sprawach. Czasem nawet, gdy cierpimy czy mamy kłopoty nie chcemy pomocy innych, wstydzimy się, że nie jesteśmy supermenami i chcemy to ukryć przyklejając do twarzy uśmiech i mówić sztucznie radosnym głosem. Wątpimy w to, że można nas kochać kiedy sobie z czymś nie radzimy. Uważamy, że samemu trzeba sobie dać radę i, że to są nasze osobiste sprawy. 


„A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go [trędowatego] i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!» Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony”. Trędowaty z Ewangelii uwierzył, że Jezus może mu pomóc, nie wstydził się do Niego przyjść. A Jezus pokazuje, że zależy mu na człowieku. Dotyka trędowatego, którego od dawna pewnie już nikt nie dotykał. Ten gest wiele Jezusa kosztował, wszyscy, którzy to widzieli mogli się przestraszyć zarażenia i uciec od Jezusa. Kiedy uzdrowiony rozpowiedział o cudzie „Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych” bo musiał odbyć kwarantannę po dotknięciu trędowatego. Nakazał też uzdrowionemu złożyć ofiarę za swoje oczyszczenie z trądu - a było nią zabicie baranka. 


To przypomina nam o ofierze jaką na krzyżu złożył Jezus z samego siebie. Abyśmy teraz popatrzyli na baranka Bożego zabitego dla nas i nigdy nie wątpili, że jesteśmy kochani. On umarł żeby oczyścić nas z naszego egoizmu, udawania, że musimy być samowystarczalni, z naszego grzechu. Ewangelia kończy się stwierdzeniem, że mimo wszystko: „ludzie zewsząd schodzili się do Niego”. Kiedy my zobaczymy ile w Bogu jest miłości do nas, będziemy zewsząd schodzić się do Niego, z każdej sytuacji w jakiej się znajdziemy, w dobrym czy złym stanie ducha, bo będziemy wiedzieć, że jest Ktoś kto nas nigdy nie odrzuci i nie skrzywdzi.