Słowo „ksiądz”, którym dziś w języku polskim powszechnie określa się np. prezbiterów w Kościele katolickim, ma swoją historię. Pochodzi z prasłowiańskiego „kъnędzь” (kinędzu), oznaczającego „władca, wódz”. Z tego źródła jest ruskie i rosyjskie „князь” (kniaź), czy czeskie „kníže”. Słowianie zaczerpnęli to słowo ze staro-górno-niemieckiego „kuning”; stąd dzisiejsze niemieckie słowo „König” (król) oraz angielskie „king”.
Od XIII wieku słowem tym nazywano też niekoronowanych władców np. „Wielki Ksiądz Litewski”, co oznaczało młodego władcę - księcia. Tak jak młody „chłop” to „chłopię”, tak młody „ksiądz” to był „książę”
Od II połowy XIV wieku, słowo „ksiądz” było stosowane wobec biskupów (zwanych często „książętami Kościoła”). W XIX wieku „księdzem” nazywano już każdego prezbitera. Mamy już księdza Robaka w „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza.
Pochodzące z greckiego słowo „prezbiter” jest według mnie znacznie lepszym słowem dla mężczyzny, który przyjął sakrament święceń prezbiteratu. Często tak określa się nowo wyświęconego duchownego - neoprezbiter („nowy prezbiter”). Rzadko w Kościele katolickim mówimy tak w innych okolicznościach.
„Prezbiter” („πρεσβύτερος”, „presbyteros”) to po polsku „starszy”. Tak w Nowym Testamencie są określani ci, którzy przewodniczą gromadzącym się wspólnotom Kościoła. „Prezbiter” to „starszy brat”, „doświadczony”.
Słowo to wyraża zaufanie, relację, towarzyszenie. W moich uszach brzmi lepiej niż dawny tytuł władców. Jeśli już stosujemy tytuły wobec duchownych, bardziej sensowne wydaje mi się używanie takich, które kojarzą się z relacjami: „brat”, „ojciec”, „prezbiter”, „biskup” (z gr. „stróż”, czyli ten, co się troszczy o innych).
Zdaję sobie sprawę, że na pochodzenie i historię słów zwraca uwagę niewielu ludzi; trzeba być walniętym na tym punkcie, ale to jak mówimy, jak się do siebie zwracamy ma moc tworzenia relacji. I zawsze milsze są słowa kojarzone z dobrymi relacjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz